niedziela, 24 czerwca 2012

036. Przyjemność patrzenia





Rozmowa Bartka Buczka z Maciejem Nawrotem


Bartek Buczek: Jakbyś opisał swój sposób malowania?


Maciej Nawrot: Najbardziej ze wszystkich dziedzin sztuki lubię malarstwo.
Cenię obrazy schludne, malowane cienką warstwą farby, bez zbędnych
dekoracji formalnych czy stylizacji. Uważam, że prace, które powstają
przy pomocy najprostszych środków, działają najlepiej na widza.
Kiedyś chętnie malowałem dużo minimalistycznych obrazów. Teraz
wolę sytuacje bardziej złożone, odpowiadające mojej rzeczywistości.
Jestem zwolennikiem rzetelnego warsztatu malarskiego, ale z drugiej
strony są malarze, których twórczość lubię mimo, iż często na ich
płótnach widać nieporadność. Dlatego uważam, że kluczem jest
odnaleźć własny język malarski poprzez ćwiczenia warsztatowe.



BB: A co ostatnio namalowałeś?



MN: Mój nowy obraz przedstawia wizerunek z bilbordu reklamowego – kobietę
o wyidealizowanej sylwetce . Myślałem, że seria moich płócien z motywami
bilbordowymi jest już zupełnie przeze mnie wyczerpana, jeśli chodzi o pomysły.
Tymczasem obraz, który maluję jest już zapewne ostatnim z tej serii, ale na
pewno nie jest działaniem wymuszonym. Poza tym, lada dzień zaczynam
malować płótna z posągami, podpatrzonymi w restauracjach orientalnych.



BB: Mówiłeś mi, że chcesz namalować całą serię tych posążków.
W Twojej twórczości z ostatnich lat można zauważyć kilka
takich cykli, mam na myśli np.: „Rękawiczki”, „Ozdoby świąteczne”,
„Bilbordy”, a teraz „Posążki z restauracji orientalnych”. Co sprawia,
że wybierasz i trzymasz się tych właśnie tematów? Możesz wskazać
wspólne cechy dla nich wszystkich?



MN: Wszystkie moje prace cykliczne powstały intuicyjnie. Żaden z nich
(od obrazów „Malarz-ochroniarz” aż po ostatnie płótna z posągami orientalnymi)
nie był z góry zaplanowaną koncepcją. Główną cechą wspólną dla
wszystkich moich działań była bliskość motywu malarskiego.
Za każdym razem obraz miałem na wyciągnięcie ręki i nie musiałem się
trudzić w jego poszukiwaniach. Najwięcej serii („Zimowe rękawiczki”,
„Miejskie neony ozdobne”, „Bilbordy reklamowe jako zachęta do malowania”)
powstało dzięki komunikacji miejskiej. Zwykły autobus, którym przemieszczam
się codziennie, stał się dla mnie katalizatorem nowych pomysłów.
Czas podróży bardzo sprzyja różnym refleksjom i obserwowaniu widoków,
zarówno wewnątrz pojazdu jak i po drugiej stronie szyby.



BB: Jestem ciekaw tego obrazka z bilbordem. Pokazywałeś mi ostatnio na
telefonie zdjęcia posążków orientalnych z knajp z „chińskim” jedzeniem.
Powiedz, dlaczego zainteresowały Cię te cepeliowskie trochę rzeźby i chcesz je namalować?



MN: Jeśli chodzi o obraz z bilbordem, mogę tylko zdradzić na razie,
że jest niepokojący. Kobieta z plakatu ubrana w obcisłą sukienkę,
leży na dachu pustego budynku. Całe jej otoczenie jest chłodne,
ona ma ucięte, dziwnie wygięte nogi – wygląda trochę jak mitologiczna syrena.
Cała sytuacja rozgrywa się w Katowicach. W posążkach podoba mi się
przede wszystkim egzotyczny wygląd. Jest to dekoracja sztucznie ułożona
i stanowi dla mnie ciekawą wizualnie martwą naturę. Posągi, których zdjęcia
już wykonałem, są motywem atrakcyjnym do namalowania, dzięki delikatnym
i punktowym blikom światła, odbijającym się od ich ciemnej i błyszczącej
powierzchni. Poza tym jestem fanem kuchni orientalnej. 



BB: Podstawowa zasada: łączyć przyjemne z pożytecznym. Opisz technikę
jaką będziesz malował te ciemne posążki. Często malujemy razem i znam
metodyczność z jaką przebiega Twoja praca, opowiedz krok po kroku jak
nakładasz farbę itp, tak jakbyś miał kogoś nauczyć malowania (przy okazji
zapraszam, wpadnij pomalować i pokaż mi parę malarskich sztuczek).

MN: Obrazy oczywiście będą malowane niezmiennie techniką: olej na płótnie.
Aby zachować czystość barw i przyjętą przeze mnie estetykę będę potrzebował
prostych środków higienicznych, takich jak papier toaletowy i pałeczki do
czyszczenia uszu. Każdy obraz zaczynam malować od większych powierzchni,
przechodząc stopniowo do mniejszych, bardziej skomplikowanych.
Bardzo ważne jest, aby najpierw nakładać kolory jaśniejsze.
Dzięki temu istnieje mniejsze ryzyko zabrudzenia obrazu w początkowej
fazie malowania. Nie lubię gdy farby olejnej jest za dużo nałożonej,
dlatego często usuwam jej nadmiar papierem toaletowym, by móc
przejść do następnej czynności. Gdy zapełnię całą przestrzeń płótna,
od razu zaczynam malować najważniejsze detale. Przy wykończeniach
oprócz drobnych pędzli posługuję się również jednorazowymi pałeczkami
do uszu, ponieważ pozwalają uzyskać czysty ślad. Gdy na obrazie widać
już gotowe i dopracowane elementy, to zaczyna się najprzyjemniejszy
etap tworzenia. Zza płaskich początkowych form wyłaniają się już
dopracowane szczegóły, cieszące oko. Ten moment w pracy pozwala
już w pełni zrelaksować się, ponieważ nabieram przekonania w
słuszność swoich obserwacji, a obraz staje się coraz bardziej
wykończony i przyciągający mój wzrok.



BB: Można zauważyć, że technika jest dla Ciebie bardzo ważna.



MN: Maluję obrazy zaczerpnięte bezpośrednio z rzeczywistości, którą zastaję.
Dbałość o formę malarską wynika naturalnie z bardzo wnikliwej obserwacji.
Moje podejście do warsztatu jest też wyznacznikiem moich upodobań
estetycznych. Od zawsze podziwiałem na reprodukcjach dzieł dawnych
mistrzów kunszt malarski, widoczny w różnych detalach, które akurat wpadły
mi w oko. Swoje obrazy traktuję jako redukcję niepotrzebnych elementów
rzeczywistości. Na płótnie zawieram tylko szczegóły, które uważam za istotne.
W konsekwencji, żeby obraz zaczął działać, nie mogę sobie pozwolić na to,
żeby ten ważny dla mnie detal potraktować nonszalancko. 



BB: Nasi ulubieni siedemnastowieczni niderlandzcy malarze korzystali
z popularnych wtedy malarskich wzorników np. kwitnących kwiatów
czy smaganych wiatrem drzew. Ty z kolei zdradziłeś mi kiedyś,
że malując starasz się mieć knif/sposób na każdy z malowanych elementów.
Czy to aktualne? Jak to wygląda?



MN: Generalnie maluję, zaczynając od jasnych kolorów, a kończąc na ciemnych.
Wspomniałem o tym wcześniej i to główny sposób, który mi ułatwia pracę.
Sądzę, że mój język malarski jest wystarczający, aby nie uciekać
do ograniczonej ilości śladów czy rozwiązań na płótnie. Wszystko zależy
od sytuacji, którą chcę przenieść na płótno i to do niej dostosowuję
sposób malowania, a nie na odwrót. Akurat tak się złożyło, że często
w moich obrazach pejzażowych pojawiało się w tle niebo, czasami z obłokami.
Mam bardzo dobry sposób jak namalować je w sposób szybki i efektowny,
ale nie infantylny. Nie chciałbym zdradzać takich szczegółów.
Dodam tylko, że podpatrzyłem ten knif w archiwach na portalu youtube.
Znalazłem kiedyś odcinek programu telewizyjnego poświęconego
nauce malowania pejzaży. Prowadzący malarz, chyba Brytyjczyk,
w błyskotliwy sposób nakładał farbę tak, że wszystko od razu
wychodziło na jego podobraziu. Oczywiście cały czas objaśniał
telewidzom jak wykonać każdy krok do osiągnięcia finalnego rezultatu.
Poza tym maluję tylko na bawełnie.



BB: A czy jest coś, czego nie umiałbyś namalować?



MN: Myślę, że już częściowo odpowiedziałem na to pytanie
w poprzedniej wypowiedzi, ale żeby rozwiać wszelkie wątpliwości,
potwierdzam, że nie ma niczego, czego nie dałoby się namalować.
Owszem, obraz może nie wyjść – przyjmuję, że to normalne.
Nie zależy to jednak od braku umiejętności malarskich i chęci
poddania się. Przyczyn porażki malarskiej doszukuję się raczej
w moim pośpiechu. Wyjścia od złego wyboru tematyki, kadru czy
kompozycji. Kilka razy drugie podejście do tego samego motywu było już udane.



BB: Przyznam się, że często to, co mówisz o malarstwie działa na
mnie jak kubeł zimnej wody i każe jeszcze raz spojrzeć na to,
co robię. Chciałbyś kiedyś zająć się edukacją młodych malarzy? 



MN: Dziękuję za miłe stwierdzenie. Myślę, że podjął bym się takiego wyzwania.
Jeśli przyjmiemy, że miałbym uczyć malarstwa na ASP, to brałbym przede wszystkim
pod uwagę w ocenie studenta jego własną inicjatywę oraz inwencję twórczą,
a nie tylko umiejętności techniczne.


BB: A jak postrzegasz podobieństwo wyborów Twoich
i naszego profesora - Andrzeja Tobisa? Parokrotnie,
nie wiedząc o swoich działaniach, Ty malowałeś obraz,
a Andrzej Tobis fotografował to samo zjawisko.



MN: Szczerze mówiąc, bardzo mnie to ucieszyło. Naliczyłem cztery takie przypadki.
W dwóch był to nawet dokładnie taki sam kadr. Tak jak wspomniałeś, były
to zbieżności przypadkowe. Myślę, że nawet gdybym wcześniej wiedział,
że daną sytuację sfotografował już Andrzej Tobis, to i tak mój obraz
powstałby niezależnie. Przede wszystkim dlatego, że projekt Andrzeja
(gabloty edukacyjne A-Z) jest konceptualny i zawarta została w nim
wspólna idea dla wszystkich zdjęć-gablot. Moje obrazy w większości
powstają bez żadnego kontekstu i nie wiąże ich żadna zbiorowa myśl.
Ja również fotografuję, ale zależy mi na przetworzeniu zdjęcia, tak aby
obraz stał się namacalny na płótnie. Andrzej Tobis powiedział że
„przestrzeń jest otwarta dla każdego i każdy może ją eksploatować
według własnego uznania”. 



BB: Śledzisz inne zjawiska w „młodej” polskiej sztuce. Nie sądzisz,
że w malarstwie nastąpił mały zastój?



MN: Tak. To prawda, też to zauważyłem. Ostatnim zdefiniowanym
nowym zjawiskiem w polskiej sztuce współczesnej było malarstwo
nowo surrealistyczne, tzw. „zmęczeni rzeczywistością”.
Jednak od tego czasu minęło wiele lat, a nikt nie podjął się
wyznaczenia nowego kierunku, bądź też nie było takich
artystycznych wyznaczników nowej stylistyki w polskim malarstwie.



BB: Co powiesz o swoim malowaniu w tym kontekście?



MN: Przede wszystkim etap zapatrzenia się w innych malarzy-artystów,
którzy obecnie odnoszą sporo sukcesów, mam już dawno za sobą.
Staram się być uważnym obserwatorem i jako taki mam potrzebę
malowania widoków, które dla większości pozostają niezauważone,
przede wszystkim w kontekście malarstwa. 



BB: Kończąc, jeśli możesz, nakreśl mi jak wygląda Twoja sytuacja „galeryjna”.
Jak odnajdujesz się w tej rzeczywistości? Według mnie jesteś w dość unikatowym
położeniu, właściwie masz malarski etat, widzisz jakieś zagrożenia, chciałbyś coś zmienić?



MN: Wystawa w galerii „Czas” to bardzo dobra okazja by podsumować
na Śląsku pewien okres moich działań artystycznych. Będzie to trzecia
moja wystawa indywidualna. Traktuję ją bardziej poważnie niż dotychczasowe.
Głównie dlatego, że to pierwsza sytuacja w moim życiu, gdy ktoś zaproponował
mi wystawę, na którą musiałem namalować nowe prace, które zapełnią dużą,
galeryjną przestrzeń. Będę prezentował swoje obrazy w jedynej sensownej
prywatnej galerii na Śląsku. To bardzo budujące, ale sam fakt, że nie ma
w tym obszarze żadnej konkurencji świadczy o znikomym zainteresowaniu
sztuką lokalnej społeczności.
Wystawę traktuję jako bardzo cenne doświadczenie na przyszłość. 





Katowice, 20 kwietnia 2012


Ps.Wywiad powstał przy okazji wystawy Maćka w galerii Czas w Katowicach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz