Rozmowa Bartka
Buczka z Maciejem Nawrotem
Bartek Buczek: Jakbyś opisał
swój sposób malowania?
Maciej Nawrot: Najbardziej ze
wszystkich dziedzin sztuki lubię malarstwo.
Cenię obrazy schludne, malowane
cienką warstwą farby, bez zbędnych
dekoracji formalnych czy stylizacji. Uważam,
że prace, które powstają
przy pomocy najprostszych środków, działają najlepiej
na widza.
Kiedyś chętnie malowałem dużo minimalistycznych obrazów. Teraz
wolę
sytuacje bardziej złożone, odpowiadające mojej rzeczywistości.
Jestem
zwolennikiem rzetelnego warsztatu malarskiego, ale z drugiej
strony są
malarze, których twórczość lubię mimo, iż często na ich
płótnach widać
nieporadność. Dlatego uważam, że kluczem jest
odnaleźć własny język malarski
poprzez ćwiczenia warsztatowe.
BB: A co ostatnio namalowałeś?
MN: Mój nowy obraz przedstawia wizerunek
z bilbordu reklamowego – kobietę
o wyidealizowanej sylwetce .
Myślałem, że seria moich płócien z motywami
bilbordowymi jest już zupełnie
przeze mnie wyczerpana, jeśli chodzi o pomysły.
Tymczasem obraz, który
maluję jest już zapewne ostatnim z tej serii, ale na
pewno nie jest
działaniem wymuszonym. Poza tym, lada dzień zaczynam
malować płótna
z posągami, podpatrzonymi w restauracjach orientalnych.
BB: Mówiłeś mi, że chcesz namalować całą
serię tych posążków.
W Twojej twórczości z ostatnich lat można
zauważyć kilka
takich cykli, mam na myśli np.: „Rękawiczki”, „Ozdoby
świąteczne”,
„Bilbordy”, a teraz „Posążki z restauracji
orientalnych”. Co sprawia,
że wybierasz i trzymasz się tych właśnie
tematów? Możesz wskazać
wspólne cechy dla nich wszystkich?
MN: Wszystkie moje prace cykliczne
powstały intuicyjnie. Żaden z nich
(od obrazów „Malarz-ochroniarz” aż po
ostatnie płótna z posągami orientalnymi)
nie był z góry zaplanowaną
koncepcją. Główną cechą wspólną dla
wszystkich moich działań była bliskość
motywu malarskiego.
Za każdym razem obraz miałem na wyciągnięcie ręki
i nie musiałem się
trudzić w jego poszukiwaniach. Najwięcej serii
(„Zimowe rękawiczki”,
„Miejskie neony ozdobne”, „Bilbordy reklamowe jako
zachęta do malowania”)
powstało dzięki komunikacji miejskiej. Zwykły autobus,
którym przemieszczam
się codziennie, stał się dla mnie katalizatorem nowych
pomysłów.
Czas podróży bardzo sprzyja różnym refleksjom i obserwowaniu widoków,
zarówno wewnątrz pojazdu jak i po drugiej stronie szyby.
BB: Jestem ciekaw
tego obrazka z bilbordem. Pokazywałeś mi ostatnio na
telefonie zdjęcia
posążków orientalnych z knajp z „chińskim” jedzeniem.
Powiedz,
dlaczego zainteresowały Cię te cepeliowskie trochę rzeźby i chcesz je
namalować?
MN: Jeśli chodzi o obraz
z bilbordem, mogę tylko zdradzić na razie,
że jest niepokojący. Kobieta
z plakatu ubrana w obcisłą sukienkę,
leży na dachu pustego budynku.
Całe jej otoczenie jest chłodne,
ona ma ucięte, dziwnie wygięte nogi – wygląda
trochę jak mitologiczna syrena.
Cała sytuacja rozgrywa się w Katowicach.
W posążkach podoba mi się
przede wszystkim egzotyczny wygląd. Jest to
dekoracja sztucznie ułożona
i stanowi dla mnie ciekawą wizualnie martwą
naturę. Posągi, których zdjęcia
już wykonałem, są motywem atrakcyjnym do
namalowania, dzięki delikatnym
i punktowym blikom światła, odbijającym się
od ich ciemnej i błyszczącej
powierzchni. Poza tym jestem fanem kuchni
orientalnej.
BB: Podstawowa zasada: łączyć przyjemne
z pożytecznym. Opisz technikę
jaką będziesz malował te ciemne posążki.
Często malujemy razem i znam
metodyczność z jaką przebiega Twoja
praca, opowiedz krok po kroku jak
nakładasz farbę itp, tak jakbyś miał kogoś
nauczyć malowania (przy okazji
zapraszam, wpadnij pomalować i pokaż mi
parę malarskich sztuczek).
MN: Obrazy oczywiście będą malowane
niezmiennie techniką: olej na płótnie.
Aby zachować czystość barw
i przyjętą przeze mnie estetykę będę potrzebował
prostych środków
higienicznych, takich jak papier toaletowy i pałeczki do
czyszczenia uszu.
Każdy obraz zaczynam malować od większych powierzchni,
przechodząc stopniowo do
mniejszych, bardziej skomplikowanych.
Bardzo ważne jest, aby najpierw nakładać
kolory jaśniejsze.
Dzięki temu istnieje mniejsze ryzyko zabrudzenia obrazu
w początkowej
fazie malowania. Nie lubię gdy farby olejnej jest za dużo
nałożonej,
dlatego często usuwam jej nadmiar papierem toaletowym, by móc
przejść do następnej czynności. Gdy zapełnię całą przestrzeń płótna,
od razu zaczynam
malować najważniejsze detale. Przy wykończeniach
oprócz drobnych pędzli
posługuję się również jednorazowymi pałeczkami
do uszu, ponieważ pozwalają
uzyskać czysty ślad. Gdy na obrazie widać
już gotowe i dopracowane
elementy, to zaczyna się najprzyjemniejszy
etap tworzenia. Zza płaskich
początkowych form wyłaniają się już
dopracowane szczegóły, cieszące oko. Ten
moment w pracy pozwala
już w pełni zrelaksować się, ponieważ nabieram
przekonania w
słuszność swoich obserwacji, a obraz staje się coraz
bardziej
wykończony i przyciągający mój wzrok.
BB: Można zauważyć, że technika jest dla
Ciebie bardzo ważna.
MN: Maluję obrazy
zaczerpnięte bezpośrednio z rzeczywistości, którą zastaję.
Dbałość
o formę malarską wynika naturalnie z bardzo wnikliwej obserwacji.
Moje podejście do warsztatu jest też wyznacznikiem moich upodobań
estetycznych.
Od zawsze podziwiałem na reprodukcjach dzieł dawnych
mistrzów kunszt malarski,
widoczny w różnych detalach, które akurat wpadły
mi w oko. Swoje
obrazy traktuję jako redukcję niepotrzebnych elementów
rzeczywistości. Na
płótnie zawieram tylko szczegóły, które uważam za istotne.
W konsekwencji,
żeby obraz zaczął działać, nie mogę sobie pozwolić na to,
żeby ten ważny dla
mnie detal potraktować nonszalancko.
BB: Nasi ulubieni siedemnastowieczni
niderlandzcy malarze korzystali
z popularnych wtedy malarskich wzorników
np. kwitnących kwiatów
czy smaganych wiatrem drzew. Ty z kolei zdradziłeś
mi kiedyś,
że malując starasz się mieć knif/sposób na każdy z malowanych
elementów.
Czy to aktualne? Jak to wygląda?
MN: Generalnie maluję, zaczynając od
jasnych kolorów, a kończąc na ciemnych.
Wspomniałem o tym wcześniej
i to główny sposób, który mi ułatwia pracę.
Sądzę, że mój język malarski
jest wystarczający, aby nie uciekać
do ograniczonej ilości śladów czy rozwiązań
na płótnie. Wszystko zależy
od sytuacji, którą chcę przenieść na płótno
i to do niej dostosowuję
sposób malowania, a nie na odwrót. Akurat
tak się złożyło, że często
w moich obrazach pejzażowych pojawiało się w tle
niebo, czasami z obłokami.
Mam bardzo dobry sposób jak namalować je
w sposób szybki i efektowny,
ale nie infantylny. Nie chciałbym
zdradzać takich szczegółów.
Dodam tylko, że podpatrzyłem ten knif
w archiwach na portalu youtube.
Znalazłem kiedyś odcinek programu telewizyjnego
poświęconego
nauce malowania pejzaży. Prowadzący malarz, chyba Brytyjczyk,
w błyskotliwy sposób nakładał farbę tak, że wszystko od razu
wychodziło na
jego podobraziu. Oczywiście cały czas objaśniał
telewidzom jak wykonać każdy
krok do osiągnięcia finalnego rezultatu.
Poza tym maluję tylko na bawełnie.
BB: A czy jest coś, czego nie
umiałbyś namalować?
MN: Myślę, że już częściowo
odpowiedziałem na to pytanie
w poprzedniej wypowiedzi, ale żeby rozwiać
wszelkie wątpliwości,
potwierdzam, że nie ma niczego, czego nie dałoby się
namalować.
Owszem, obraz może nie wyjść – przyjmuję, że to normalne.
Nie zależy
to jednak od braku umiejętności malarskich i chęci
poddania się. Przyczyn
porażki malarskiej doszukuję się raczej
w moim pośpiechu. Wyjścia od złego
wyboru tematyki, kadru czy
kompozycji. Kilka razy drugie podejście do tego
samego motywu było już udane.
BB: Przyznam się, że często to, co mówisz
o malarstwie działa na
mnie jak kubeł zimnej wody i każe jeszcze raz
spojrzeć na to,
co robię. Chciałbyś kiedyś zająć się edukacją młodych malarzy?
MN: Dziękuję za miłe stwierdzenie. Myślę,
że podjął bym się takiego wyzwania.
Jeśli przyjmiemy, że miałbym uczyć
malarstwa na ASP, to brałbym przede wszystkim
pod uwagę w ocenie studenta
jego własną inicjatywę oraz inwencję twórczą,
a nie tylko umiejętności
techniczne.
BB: A jak postrzegasz podobieństwo
wyborów Twoich
i naszego profesora - Andrzeja Tobisa? Parokrotnie,
nie
wiedząc o swoich działaniach, Ty malowałeś obraz,
a Andrzej Tobis
fotografował to samo zjawisko.
MN: Szczerze mówiąc, bardzo mnie to
ucieszyło. Naliczyłem cztery takie przypadki.
W dwóch był to nawet
dokładnie taki sam kadr. Tak jak wspomniałeś, były
to zbieżności przypadkowe.
Myślę, że nawet gdybym wcześniej wiedział,
że daną sytuację sfotografował już
Andrzej Tobis, to i tak mój obraz
powstałby niezależnie. Przede wszystkim
dlatego, że projekt Andrzeja
(gabloty edukacyjne A-Z) jest konceptualny
i zawarta została w nim
wspólna idea dla wszystkich zdjęć-gablot.
Moje obrazy w większości
powstają bez żadnego kontekstu i nie wiąże
ich żadna zbiorowa myśl.
Ja również fotografuję, ale zależy mi na przetworzeniu
zdjęcia, tak aby
obraz stał się namacalny na płótnie. Andrzej Tobis powiedział
że
„przestrzeń jest otwarta dla każdego i każdy może ją eksploatować
według własnego uznania”.
BB: Śledzisz inne zjawiska
w „młodej” polskiej sztuce. Nie sądzisz,
że w malarstwie nastąpił
mały zastój?
MN: Tak. To prawda, też to zauważyłem.
Ostatnim zdefiniowanym
nowym zjawiskiem w polskiej sztuce współczesnej było
malarstwo
nowo surrealistyczne, tzw. „zmęczeni rzeczywistością”.
Jednak od tego
czasu minęło wiele lat, a nikt nie podjął się
wyznaczenia nowego kierunku,
bądź też nie było takich
artystycznych wyznaczników nowej stylistyki
w polskim malarstwie.
BB: Co powiesz o swoim malowaniu
w tym kontekście?
MN: Przede wszystkim etap zapatrzenia się
w innych malarzy-artystów,
którzy obecnie odnoszą sporo sukcesów, mam już
dawno za sobą.
Staram się być uważnym obserwatorem i jako taki mam
potrzebę
malowania widoków, które dla większości pozostają niezauważone,
przede
wszystkim w kontekście malarstwa.
BB: Kończąc, jeśli możesz, nakreśl mi jak
wygląda Twoja sytuacja „galeryjna”.
Jak odnajdujesz się w tej
rzeczywistości? Według mnie jesteś w dość unikatowym
położeniu, właściwie
masz malarski etat, widzisz jakieś zagrożenia, chciałbyś coś zmienić?
MN: Wystawa w galerii „Czas” to bardzo dobra okazja by podsumować
na
Śląsku pewien okres moich działań artystycznych. Będzie to trzecia
moja wystawa
indywidualna. Traktuję ją bardziej poważnie niż dotychczasowe.
Głównie dlatego,
że to pierwsza sytuacja w moim życiu, gdy ktoś zaproponował
mi wystawę, na
którą musiałem namalować nowe prace, które zapełnią dużą,
galeryjną przestrzeń.
Będę prezentował swoje obrazy w jedynej sensownej
prywatnej galerii na
Śląsku. To bardzo budujące, ale sam fakt, że nie ma
w tym obszarze żadnej
konkurencji świadczy o znikomym zainteresowaniu
sztuką lokalnej
społeczności.
Wystawę traktuję jako bardzo cenne doświadczenie na przyszłość.
Katowice, 20
kwietnia 2012
Ps.Wywiad powstał przy okazji wystawy Maćka w galerii Czas w Katowicach
Ps.Wywiad powstał przy okazji wystawy Maćka w galerii Czas w Katowicach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz