piątek, 30 grudnia 2011

009 Cokolwiek Ziom...



Rymy jak dymy



Książka ma dwie strony A i B oraz hidden track, a każda z komnat

oddzielona została pauzą służącą zebraniu energii potrzebnej

do kolejnego wysiłku. Puste strony to cisza kasety, a nie marginesy,

to integralna część projektu. Pustka pozwala wybrzmieć informacji

i nadaje specyficzny rytm całości, w której pobrzmiewa bit.

Cut & paste, samplowanie, loopy i skrecze to wszystko środki,

które kształtują przebieg narracji i powodują, że całość zbliża

się do dynamicznej, miejskiej medytacji.”

Daniel Muzyczuk, kurator CSW w Toruniu



- Honza!

- Whassup?

- Tell 'em where ya from!

- Straight outta Compton!



Honza, to biały z czarnym sercem chłopak.


Rymy jak Dymy, co jest często podkreślane w towarzyszących

jej tekstach, są „trzecią szarą książką” w dorobku Honzy.

Dwie poprzednie to „WCFB/WGFB” i „Jak jsem potkal dabla”,

teraz mozaikowego obrazu autora dopełniają też „Rymy Jak Dymy”.

Każda z publikacji pozwala zgłębić fascynacje Honzy Zamojskiego

dwie pierwsze to pełne tekstu woluminy, w których nie ma miejsca

na niedomówienia, to co było do przekazania, zostało w nich

powiedziane. „Rymy Jak Dymy” stawiają czytelnika w roli

śledczego składającego ze strzępków informacji profil autora,

który niczym legendarny „Zodiac” zmyślnie pozostawił

w książce swoje ślady.


Rymy Jak Dymy uwodzą, hiphopową otoczką, zacnym projektem,

nimbem roztoczonym nad wydawnictwem Morava. Książka jest

schludna i dobrze skrojona, po zdjęciu rozkładanej szarej obwoluty

(z tego samego papieru wykonany został blok książki), ukazuje się

stylizowana na zeszytową oprawa, ze zdradzającym dbałość

o szczegóły materiałowym grzbietem. Wnętrze książki zostało

zorganizowane na podobieństwo czarnej płyty albo kasety z rapem.

Mamy stronę A i B, kilka pustych stron zadrukowanych jednolicie

rozsypanymi, ledwo widocznymi kropkami, na kształt wizualnego

białego szumu, intro i kolejne kawałki, ze skitami, znowu biały szum,

pod koniec strony A, książkę odwracamy i rozpoczynamy stronę B.

Honza Zamojski stosuje różne projektowe sztuczki, nieco szkicowe,

ale za to w takiej obfitości, że można by nimi obdzielić kilka książek

z innych wydawnictw, symetrycznie usytuowany tekst dynamizuje

pozornie chaotycznym komponowaniem zdjęć, wykorzystuje pewną

transparentność papieru i niektóre ilustracje sytuuje tak, by tworzyły

nowe kompozycje kiedy oglądamy je pod światło. Stosuje

iluzjonistyczne sztuczki w stylu pozostawionego na kartce papieru

włosa, który okazuje się być wydrukowany (motyw nieco wyświechtany,

chociaż ciągle działa). Całość sprawia wrażenie łamigłówki, polegającej

na odkodowywaniu łańcucha skojarzeń autora, czasami trywialnych,

kiedy indziej satysfakcjonujących.




Dłuższe obcowanie z książką prowadzi do pewnego zawodu dotyczącego

warstwy literackiej. Pewną anegdotyczną wartość ma fakt że zacząłem

czytać "Rymy Jak Dymy", podczas gotowania jajka na śniadanie,

po przepisowych trzech minutach, byłem w okolicach Hidden Track'u

pod koniec strony A czyli w połowie książki. Oczywiście nie uważam,

że dłuższa książka jednoznacznie jest lepsza od krótkiej. Zwracam tylko

uwagę na to, że nie jest to książka do czytania. Podobnie jak poprzednia

publikacja z Moravy „My Grandma's Recipes”, „Rymy Jak Dymy” zyskują

po powiązaniu ich z szerszym kontekstem, w tym wypadku z podanymi

w książce utworami, z tym soundtrackiem „Rymy Jak Dymy” nabierają

rumieńców. Zastanawia mnie i niepokoi kurs obrany przez Morava Books,

książki od strony formalnej, zachwycają natomiast, coś złego dzieję się

z treścią, coraz mocniej zaznacza się autorytarny charakter autora całej

publikacji, pozbawionego wsparcia i czujnego oka zaufanego redaktora.


Medium is a Message


Literackiej warstwy książki dotyka problem związany ze zmianą medium

w jakim wykute zostały wypełniające ją słowa. Zawartość „Rymów jak Dymy”

stanowią w dużej mierze spisane fragmenty utworów, wykonywanych przez

amerykańskich raperów. Wydawało by się, że przełożenie utworu wokalnego

na tekst pisany nie powinno nieść poważnych strat. Tak jednak nie jest.

W książce „Oralność i piśmienność” Walter J. Ong rozróżnia kultury

oralne (nie stosujące pisma) i piśmienne. Poddaje wnikliwej analizie

antropologicznej utwory obu typów kultur wskazując na głębokie różnice

zakorzenione już w najbardziej podstawowych procesach myślowych.

Przekładające się one na inną w obu kulturach gramatykę, składnie

i całą konstrukcję utworów. W wydanej w 1982 roku książce określa

kulturę tworzoną przez młodych czarnoskórych mieszkańców

Ameryki Północnej, jako silnie zakorzenioną w tradycji oralnej.

Znamienne, że rapowanie „z kartki” postrzega się w hiphopowym

uniwersum jako wyraz złego smaku. Nawet jeżeli Mc zapisują swoje

mityczne zeszyty tekstami, tak czy inaczej, konstruują je z myślą

o wykonaniu wokalnym, wskazuje na to gramatyka użyta w tych

tekstach, zabarwiona performatywnie, kulawa w formie literackiej.

Czego, niestety, przykładem jest książka „Rymy jak Dymy” pełna złej

poezji, nie jest to wina autorów, a użytego przez Honzę Zamojskiego medium.



Byłbym niesprawiedliwy gdybym zakończył recenzję w tym miejscu,

aby załagodzić sąd, na zakończenie wklejam jeden z cytatów, który

przypadł mi do gustu, i który może służyć za obronę

przed postawionymi zarzutami


"35: Hidden Track

Nie muszę się z tego tłumaczyć,

bo dla nikogo to nic nie znaczy,

veni vidi vici

memento mori

&

harakiri"


lub za gwóźdź do trumny.





tekst ukazał się na portalu e-splot

http://www.e-splot.pl/?pid=articles&id=1694



autor: Bartek Buczek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz